Przez ponad ćwierćwiecze ?przyjęło się?, że transport publiczny może być traktowany per noga przez włodarzy miast, a sytuacja się konsekwentnie pogłębiała. Z jednej strony dla miast było wygodne zrzucanie wszystkiego na KZK GOP, z drugiej ? KZK GOP konsekwentnie ?odcinał? miasta z tej sfery. Przecież wygodniej się zarządza, jeśli nikt nie patrzy na ręce, więc wicie-rozumicie, pani wójcie, my tu wszystko mamy zsynchronizowane, panie wójcie, obiegi, przetargi i inne sprawy, to nie są łatwe rzeczy.
Z pozoru sytuacja była czysta, klarowna i korzystna dla pasażera ? na podstawie jednego biletu mógł jeździć po Zabrzu, Bytomiu, Dąbrowie Górniczej, kompetencje były zgromadzone w jednym ręku ? więc z ewentualnymi skargami też było wiadomo, gdzie iść. Miasta miały wymówkę, że ?co złego to nie my?, choć niektóre były bardziej aktywne od innych, próbując narzucić KZK GOP swoje wizje rozwoju i aktywnie lobbując na rzecz takich czy innych rozwiązań. KZK GOP też musiał lawirować pomiędzy aspiracjami różnych miast ? koronnym tego przykładem jest tzw. centrum przesiadkowe w Katowicach-Zawodziu. Z jednej strony mamy Katowice, dążące (przynajmniej w warstwie deklaracji) do uporządkowania ciągu komunikacyjnego i maksymalizacji wykorzystania tramwaju w dowozie do centrum, z drugiej ? Mysłowice i dalsze gminy, oczekujące bezpośredniego autobusu do centrum Katowic (i do centrum Metropolii).
Niezależnie od tego, jaka jest subiektywna ocena KZK GOP, nie da się ukryć, że transport publiczny na terenie powstałej Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, delikatnie mówiąc, kuleje. W wielu przypadkach nawet w godzinach szczytu nie jest problemem znaleźć miejsce siedzące. Kolejne grupy pasażerów odchodzą z tramwajów i autobusów. Co ciekawe, dzieje się tak mimo obiektywnej poprawy jakościowej – w końcu pompowane w publiczne PKM-y i tramwaje europieniądze widać poprzez choćby nowy tabor. Mimo inwestycji raczej trudno jest polemizować z tezą, że w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii komunikacją zbiorową jeździ w zasadzie wyłącznie ten, kto musi.
Uporządkowanie kwestii związanych z transportem publicznym było jednym z fundamentalnych argumentów w trakcie dyskusji o utworzeniu metropolii. Jeśli spojrzymy wstecz, na pierwszą i drugą ustawę metropolitalną ? transport publiczny zawsze zajmował żywotne miejsce wśród ?problemów metropolitalnych?. Nowy gracz jest w niekomfortowej sytuacji. Z jednej strony ma politycznie związane ręce, wszak Metropolia nie działa w oderwaniu od miast, a przeciwnie, jest przez miasta w dużym stopniu sterowana. Z drugiej strony utworzenie ustawowego podmiotu odpowiedzialnego za transport publiczny ponadlokalnego szczebla rozbudziło szalenie nadzieje i aspiracje społeczne. Nadzieje na zmiany.
To oczywiste, że w odbiorze społecznym ocena w dużym stopniu następuje w oparciu o personalia, co sprowadza się do tego, że wybór na szefa metropolitalnego zarządu transportu człowieka, który zjadł zęby w poprzednim układzie, znacznie studzi rozbudzone nadzieje. Ale nie o personaliach tu mowa ? zostawmy to na boku i pozwólmy dyrektorowi Koplowi działać. A jest sporo do zrobienia.
Obserwujemy z pewnym niepokojem, że Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia obiera strategię ?ucieczki do przodu?. Nowe się dzieje, startują linie lotniskowe, koncepcja kolei metrpolitalnej ? to wszystko dobrze, ale trzeba też zejść na ziemię. Trzeba sobie odpowiedzieć na ważne pytanie: czy to, co jest, jest dobre? Odpowiedź ma kolosalne znaczenie. No bo jeśli jest dobrze, to po co w ogóle była cała zabawa w metropolię, przecież samorządy się dotąd tak świetnie dogadywały, rączka w rączkę potrafiły oddolnie zintegrować komunikację w kilkudziesięciu gminach, więc po co to wszystko, po co narzucane ustawowo rozwiązania??? Ale jest też druga możliwość odpowiedzi na pytanie o ?stan zero? – można uznać, że jednak nie jest dobrze. To wstęp do poważnej analizy tego, co jest złe. I nie ma, że boli ? jeśli się zapuściło zęby przez lata, to niestety borowanie będzie długie i pozostają modły, by skończyło się na leczeniu kanałowym, a nie było konieczne usuwanie.
Tu nawet nie chodzi o to, by głośno wykrzyczeć wszystkie żale, w końcu mamy pewien poziom politycznej poprawności i zrozumienie dla tego, że to ktoś kogoś wybiera i nie jest rozsądne piłowanie gałęzi, na której się siedzi. Ale warto pochylić się nad problemem ? takim znacznie bardziej przyziemnym niż wszystkie dalekosiężne strategie, takim, co to tu i teraz wozi statystycznych Kowalskich do pracy, na zakupy, do szkoły. Pomni burzy, jaka pojawiła się w prasie po zapowiedzi konieczności wzrostu finansowania komunikacji zbiorowej prosimy w tym miejscu także o to, by oprócz pieniądza dostrzegać człowieka. I z jego perspektywy ocenić ćwierćwiecze komunikacji miejskiej, organizowanej przez KZK GOP. Bo co z tego, że gminy mają świetny mechanizm wewnętrznych rozliczeń, jeśli autobusy jeżdżą stadami, mają trasy sprzed wojny, a tory tramwajowe przypominają spaghetti.
Zatem ? jaka jest diagnoza ?stanu zero?: w końcu jest dobrze czy jednak jest źle?