Koncepcja Kolei Metropolitalnej ujrzała światło dzienne. Z jednej strony została zaprezentowana Zgromadzeniu GZM, z drugiej – szerszej publiczności, podczas Pracownia Miast. Kolej na Metropolię, zorganizowanej przez niezawodnego redaktora Przemysław Jedlecki. Nie będę się silił w tym miejscu na obiektywną ocenę. Trzeba pamiętać o kilku rzeczach, ale nade wszystko, że jest to koncepcja. To, dokładnie to i tylko to. Nie można wymagać od koncepcji tego, czego się wymaga od projektu budowlanego czy od studium wykonalności. Każdy dokument jest czymś innym i każdy dokument ma swoje zadanie.
Jest pewien niedosyt – właśnie na poziomie koncepcji – bo chyba nie jest sztuką wyrysować kreskę monoraila na lotnisko, wężykując mniej lub bardziej przypadkowo, by następnie stwierdzić, że ten wariant koncepcji jest generalnie z uwagi na koszty mocno wątpliwy. Gdyby to o to chodziło, to ja mogę jeszcze dorysować inne monoraile, których praktyczna wartość będzie taka sama: „z uwagi na koszty nie rekomenduje się…”; ba, można wykoncypować kolej linową z Halemby do ogrodu botanicznego i też użyć takiej samej, eufemistycznej formułki, że „to tylko koncepcja” i że „ten akurat wariant to tak kosztowo raczej nie rekomdendujemy, ale gdyby jakiś dobry wujek sypnął gotówką, to kto bogatemu zabroni”. I jak się czyta różne uwagi, formułowane choćby na naszej grupie dyskusyjnej, to trudno jest mówić o zaprezentowanym dokumencie w kategoriach strzelającego szampana. To nie jest taki samograj, coś zachwycającego – raczej lektura prowadzi do wniosku, że ogólnie lepiej jest być młodym, pięknym i bogatym niż starym, brzydkim i biednym. Bo, co by nie mówić, druga para torów na średnicy to jest taki level bardzo bardzo basic.
Oczywiście to powyżej to może jest tylko jakaś jednostkowa opinia, ale pozwalam sobie na tę odrobinę próżności, stawiając, że mniejszy lub większy krytycyzm względem opracowania jest wielkością co najmniej niepomijalną. Nie chodzi tu o to, czy będzie to 30% czy 20% opinii, a raczej o to, że jest to taki odsetek odczuć, że przejście nad nim do porządku dziennego kończy się moralną czkawką. Co w takiej sytuacji może zrobić Metropolia GZM? Wyjścia są dwa. Pierwsze – może iść w zaparte i chwalić ile wlezie nowe szaty króla. Mamy koncepcję, czeka nas świetlana przyszłość, mędrcy ze wschodu wskazali nam drogę i nie zawahamy się nią podążyć. Czy to poskutkuje? Chyba nie. Jeden z uczestników warsztatów słusznie mówił, że Metropolia to też są pewne oczekiwania społeczne, że bardzo ryzykowną strategią jest „business as usual”, że ludzie po prostu chcą czegoś nowego, czegoś, w co będą mogli wierzyć. I to jest właśnie to drugie wyjście. To, co w tym miejscu chciałbym Metropolii zaproponować, to całkowita transparentność. W mojej opinii publikując absolutnie wszystko Metropolia może bardzo wiele zyskać.
Po pierwsze – ucina się wszelkie spekulacje. Jeśli coś jest publicznie dostępne, to nie ma domysłów, że jest jeszcze coś, jakieś zakulisowe ustalenia, że ktoś z kimś coś uzgadniał na boku. Wrzucenie tych kilku a może nawet kilkunastu tysięcy stron na BIP ucięłoby wszelkie dywagacje, że coś w materiale jest, a czegoś nie ma. Zamiast okrągłych zapewnień, że „koncepcja będzie rozwijana”, że „jeszcze miasta zgłaszają uwagi” – będzie punkt wyjścia. Twardy, konkretny. Całkowity.
Po wtóre – tworzy się dobry wzorzec działania polityki. Nie czarujmy się, nie wszędzie normą jest przejrzystość, a Metropolia ma pełny mandat do tego, żeby być liderem.
Po trzecie – pokazuje się ważność mieszkańców. Pokazując im bez wyjątku wszystko, mówi się do nich „hej, ziomki, jesteście ważni!”, „no elo, to nie jest tak, że to my jesteśmy Metropolią, to Wy jesteście Metropolią”.
Po czwarte – generuje się mega potencjał twórczy. Przecież znajdzie się może nie setki, ale dziesiątki zainteresowanych ludzi, którzy w czynie społecznym przewertują materiał przez wszystkie przypadki, czasy, osoby i tryby, a dodatkowo potem będą nękać swoich lokalnych radnych, będą doskonalić całość, będą się angażować.
Co zatem publikować? Uważam, że wszystko. Tak, korzystam z tego przywileju, że znam cały dokument i miałem przyjemność obserwować pracę Zespołu Autorskiego na wszystkich etapach pracy twórczej. Dlatego dziś na konferencji zadałem pytanie o to, które miasta odpowiedziały na ankietę, a które nie. I nie chodzi tu o takie czy inne wyjaśnienia, że „miasta już odpowiadały przy innej okazji”, tylko też o treści tych odpowiedzi, o daty, w których poszczególni interesariusze, jak to zostało ładnie nazwane, odpowiadali Zespołowi Autorskiemu… Takie rzeczy mogłyby istotnie rzucić pewne światło na okoliczności powstawania koncepcji Kolei Metropolitalnej w takiej a nie innej formie i o takiej a nie innej treści. Nie ma co się tłumaczyć – tłumaczą się tylko winni. Jeśli niektóre gminy na innym etapie (mniemam, że chodzi o prace nad Studium Transportowym Subregionu Centralnego, hę?) się wypowiadały, to taka sprawa powinna po prostu wyjść na etapie czynienia transparentnym owego studium, więc nie ma problemu, c’nie?
Chcę podkreślić, że postulowana transparentność materiału nie ma związku z moim nader skromnym zaangażowaniem w postaci swoistego audytowania prac nad koncepcją. Nie – piszę to jako podatnik, a przede wszystkim jako obywatel. Uważam, że właśnie jako obywatel mam najpełniejsze prawo do tego, by władza publiczna w największym możliwym stopniu stosowała standardy transparentności. Im ważniejsza sprawa, tym ważniejsza jest transparentność. Gdzie umieścimy kolej metropolitalną na skali ważności w Metropolii? Hę? No właśnie. Na argument pt. „a po co komu wynik, jak ankietę wypełniał taki czy inny wójt” odpowiadam „a dlaczego tego nie upublicznić?” – czy to jest coś zdrożnego? Czy to jest jakaś tajemnica? Nie widzę żadnego powodu, dla którego całość materiału – podkreślam, całość, a nie tylko raport końcowy – powinna być upubliczniona w taki sposób, by absolutnie każdy zainteresowany mógł się z dokumentem zapoznać. I w tym względzie nie widzę miejsca na wyjątki, także moje nieporadne uwagi, tworzone na poszczególnych etapach rozwoju koncepcji, powinny być dostępne dla każdego, kto tylko będzie chciał się z nimi zapoznać.
Bartek